poniedziałek, 30 stycznia 2012

Biszkoptowy przekładaniec z kremem pomarańczowym, masą krówkową i orzechami

-15 stopni o godzinie piątej rano. Akumulator padł "na pysk", tylko 2 godziny spóźnienia do pracy. A jak u Was? Zima powróciła?

Nawet nie wiem jak nazwać to ciacho. Powstało po prostu z tego co akurat było w domu, bez żadnego konkretnego przepisu, z własnego widzimisię. Wyszło całkiem fajne, ciekawe w smaku. Może i Wy się skusicie?
Krem budyniowy na soku pomarańczowym wyszedł mi odrobinę za kwaśny. Następnym razem wycisnę trochę mniej soku, dam więcej wody. Może dzięki temu masa krówkowa tak fajnie się tu odnalazła. Nie wiem, w każdym razie moim zdaniem przepis wart zapamiętania, dlatego go tu zamieszczam.







Biszkopt:
  • 4 jajka
  • 12 dag cukru
  • 12 dag mąki tortowej
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

Krem:
  • ok. 200- ml soku świeżo wyciśniętego z pomarańczy (ja dałam 300 ml, no i według mnie okazało się troszkę za dużo)
  • 2 budynie waniliowe lub śmietankowe (opakowania po 40 g)
  • ok. 6 łyżek cukru (jeśli lubicie można dać więcej lub dosłodzić po ugotowaniu do smaku)
  • 150 g margaryny

Ponadto:
  • ok. 100 g orzechów włoskich łuskanych
  • 1/2 puszki masy krówkowej (akurat miałam gotową)

Polewa czekoladowa:
  • 14 łyżeczek wody
  • 7 łyżeczek cukru
  • 100 g margaryny
  • 50 g białej czekolady
  • 4 łyżki kakao

W pierwszej kolejności warto przygotować sobie budyń gdyż musi on całkowicie ostygnąć by można było z niego zrobić krem. Margarynę również należy wyjąć z lodówki, gdyż musi ona mieć temperaturę pokojową.

Sok z pomarańczy wyciskamy. Rozcieńczamy go wodą do objętości 0,5 l. 
Ok. 0,4 l należy zagotować, a w pozostałej ilości wymieszać budynie i cukier. Mieszankę budyniową wlewamy do gotującego się soku i na wolnym ogniu doprowadzamy do wrzenia i chwilę jeszcze gotujemy. Można na tym etapie dosłodzić do smaku.
Tak ugotowany budyń pozostawiamy do całkowitego ostygnięcia. 

Piekarnik nagrzewamy do temp. 170 -180 st. C, a w międzyczasie przygotowujemy biszkopt.
Białka i żółtka rozdzielamy. Ubijamy na sztywno pianę z białek, a następnie stopniowo dodajemy cukier i żółtka cały czas miksując. Do masy dodajemy przesianą przez sitko mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia. Delikatnie mieszamy (ręcznie, nie mikserem) tak żeby mąka połączyła się z masą. Ciasto wylewamy na dużą blaszkę, bo generalnie blat ma być cienki (u mnie 29x40 cm) wyłożoną papierem do pieczenia, wyrównujemy i wstawiamy do nagrzanego piekarnika. Pieczemy do uzyskania złotego koloru (u mnie ok. 15 min.), warto też sprawdzić patyczkiem, by niepotrzebnie nie spiec spodu. Ciasto odstawiamy do ostygnięcia, a po ostygnięciu oddzielamy delikatnie papier do pieczenia od ciasta i dzielimy biszkopt na dwie równe części. Właśnie w ten sposób:



Gdy budyń wystygnie całkowicie, przygotowujemy krem. Najpierw należy margarynę utrzeć na puch, a następnie cały czas miksując dodajemy małymi porcjami (np. po 1 łyżce) budyń. Ważne jest by nie dodać go jednorazowo za dużo gdyż wówczas krem może się zważyć. Miksujemy do chwili ubicia całego budyniu i uzyskania jednolitej masy.

Około połowę kremu wykładamy na pierwszy blat, wyrównujemy. Na kremie układamy orzechy, lekko je wciskamy w krem. Na orzechach rozprowadzamy masę krówkową i wykładamy pozostałą ilość kremu. Niewielką ilość kremu można zostawić na posmarowanie wierzchu.
Całość przykrywamy drugim blatem biszkoptowym. Końcówkę kremu rozprowadzamy na wierzchu.

Przygotowujemy polewę czekoladową: wodę z cukrem zagotowujemy, rozpuszczamy w niej margarynę, białą czekoladę i kakao. Wszystko mieszamy  do uzyskania jednolitej polewy. Lekko studzimy i dekorujemy wierzch ciasta. Ciasto odstawiamy do lodówki na kilka godzin a najlepiej na całą noc, bo następnego dnia jest po prostu lepsze w smaku.

Smacznego ;)






sobota, 28 stycznia 2012

Bułeczki pszenno - żytnie

Przepis na te bułeczki znalazłam u Usagi, gdzie wyglądały tak bardzo kusząco, że od samego patrzenia dostaje się ślinotoku. Bułeczki te są tak pyszne że robiłam je już kilka razy. Za pierwszym razem zrobiłam je tradycyjnie, z podwójnym wyrastaniem (ciasto wyrastało po wyrobieniu i potem bułeczki po uformowaniu), no i wyszły rewelacyjnie.  
Za drugim razem postanowiłam trzymać się przepisu i zrobić z lodówkowaniem. Lodówkowanie, które nigdy mi się jeszcze nie udało w przypadku uformowanych już bułeczek. Tak już mam, nie zniechęcam się, próbuję do skutku :) Nie raz robiłam bułeczki śniadaniowe, czy jagodzianki nocne, ale zawsze w lodówce wyrastało ciasto, które rano dopiero formowałam w bułeczki i wówczas wszystko udawało mi się pięknie, ciasto ładnie wyrastało przez noc w lodówce. Uformowane bułeczki nigdy mi nawet nie drgnęły. Dziwne, może ktoś mi podpowie dlaczego? W tym przypadku też nie było inaczej. Rano wyciągnęłam je takie jak schowałam na noc. Po wyciągnięciu z lodówki przez ponad godzinę czasu też ledwo ruszyły. A ponieważ było już dość późno więc nie dałam im więcej czasu, nagrzałam piekarnik, nacięłam i upiekłam. Bułeczki nawet fajnie podskoczyły w piekarniku, nie wyszły za duże, raczej średniej wielkości, ale za to puchate i bardzo, bardzo smaczne. Na śniadanie idealne :)




Składniki: (na ok.12 szt)
  • 400 g mąki pszennej (u mnie typ 500)
  • 100 g mąki żytniej (u mnie typ 720)
  • 250 ml mleka
  • 30 g świeżych drożdży
  • 50 g masła
  • 100 ml śmietany
  • 3-4 łyżki oliwy
  • 1 łyżeczka soli
  • 1 łyżeczka cukru
  • mak do posypania

Mleko lekko podgrzewamy, tak by było letnie, a nie gorące. Rozpuszczamy w nim masło, cukier i drożdże. Rozczyn odstawiamy na kilka minut.

Mąki mieszamy z solą, dodajemy rozczyn, oliwę, śmietanę i wszystko zagniatamy ciasto, które wyrabiamy aż stanie się gładkie. Pod koniec wyrabiania konsystencją powinno przypominać plastelinę - powinno być miękkie, gładkie, nie lepić się i dobrze trzymać kształt. Gdyby ciasto było zbyt zwarte dodajemy odrobinę wody, jeśli będzie się za bardzo kleić mimo wyrabiania, można odrobinę podsypać mąką.

Blachę wykładamy papierem do pieczenia. Dzielimy ciasto na 12 części i formujemy bułeczki (każdą część rozpłaszczyłam, brzegi zebrałam do środka i zlepiłam, a potem w dłoniach turlałam kulkę). Uformowane bułeczki układamy na blaszce zachowując odstępy. 

Tak przygotowane bułki jeśli będziemy piec rano, wstawiamy na noc do lodówki, po czym rano wyjmujemy i pozostawiamy w temperaturze pokojowej na ok. 40-60 min.
Jeśli z kolei bułki będziemy piec tego samego dnia, pozostawiamy w temperaturze pokojowej do napuszenia.

Piekarnik nagrzewamy do temperatury 240 st. C. Tuż przed włożeniem do piekarnika bułki smarujemy mlekiem i nacinamy ostrym nożem. Można również posypać makiem, sezamem czy innymi ziarenkami, które lubicie. 
Pieczemy w nagrzanym piekarniku przez ok. 15 min.. Po upieczeniu studzimy na kratce.

Smacznego ;)






Ponieważ pytanie Asiek (znajdziecie w komentarzach) nie dawało mi jednak spokoju upiekłam te bułeczki z dodatkiem mąki żytniej razowej typ 2000. Robiłam bez "lodówkowania" stosując tradycyjne podwójne wyrastanie.
Moje uwagi w tym przypadku są takie: konsystencja ciasta z dodatkiem mąki żytniej razowej jest nieco luźniejsza niż z mąką żytnią jasną, dlatego w trakcie wyrabiania podsypałam dodatkowo garść mąki pszennej. Natomiast  czas wyrastania ciasta i potem bułeczek nie różnił się praktycznie w ogóle od tych z mąką żytnią jasną. W tej wersji bułeczki również wychodzą pyszne.
Polecam spróbować :) Moje bułeczki z dodatkiem mąki żytniej razowej wyglądały tak:








czwartek, 26 stycznia 2012

Serial tagowy czyli blogowa zabawa




Kilka dni temu do zabawy zaprosiła mnie Majanka. Jest mi bardzo miło i bardzo jej za to dziękuję.
Nie wiedziałam jednak czy w ogóle będę miała co napisać, bo seriali praktycznie w ogóle nie oglądam. Długo się więc zastanawiałam. No, ale jakoś dam radę :) Nie będzie to co prawda ilość powalająca na kolana, ale zawsze coś :) 


Zasady zabawy są takie:

  • Opublikuj na swoim blogu logo taga - zrobione
  • Napisz kto cię otagował - to też zrobione
  • Otaguj co najmniej 5 blogerek - najprzyjemniejsze rzeczy zawsze zostawiam na koniec :)
  • Wymień i opisz kilka swoich ulubionych seriali - poniżej

Są to seriale które co prawda oglądałam dawno temu, ale dziś z przyjemnością obejrzałabym znowu.


1. "Opowieści z krypty" ("Tales from the Crypt") - każdy z odcinków serialu to oddzielna, często odrobinę makabryczna historia z gatunku horroru z elementem mrocznego humoru. Każda z opowieści zaczyna się zapowiedzią Kryptusia -  strażnika krypty o makabrycznym wyglądzie  i upiornym wręcz poczuciu humoru. Koniec historii również nie jest pozbawiony dowcipnego komentarza tego wbrew pozorom zabawnego stworka.  No i ten jego upiorny śmiech :)) 
Mimo że same historie były bardzo ciekawe, z dreszczykiem :) to jak dla mnie najlepsze w tym serialu  były zawsze początek i koniec.


2. "Było sobie życie" ("Etait Une Fois... La Vie) - dla mnie to serial ponadczasowy. Bardzo lubiłam oglądać go jak byłam dzieckiem ( i do tej pory lubię),  a teraz przepada za nim mój dzieć. Każdy z odcinków poświęcony jest innemu zagadnieniu związanemu z życiem i funkcjonowaniem organizmu człowieka, jego poszczególnych organów, a nawet komórek. A wszystko to przedstawione jest w sposób bardzo przystępny, ciekawy i zabawny nie tylko dla kilkuletniego dziecka. Myślę że dorośli obejrzą z wcale nie mniejszym zainteresowaniem


A do zabawy zapraszam :



wtorek, 24 stycznia 2012

Tarta pomarańczowa z bezą

Jeśli macie ochotę na krem mega pomarańczowy na fantastycznie kruchym cieście, ukryty pod bezową kołderką to polecam Wam właśnie tą pyszną tartę :)
Przepis na nią znalazłam w Kuchni PeeS, której za ten przepis bardzo, bardzo dziękuję :) U PeeS tarta jest akurat z lemon curd. Ja go zastąpiłam kremem pomarańczowym (orange curd), gdyż akurat ten miałam w lodówce. Przepis na orange curd znajdziecie tutaj. A jeśli wolicie lemon curd to odsyłam do PeeS, albo wystarczy sok pomarańczowy zastąpić cytrynowym i gotowe.



Ciasto kruche:
  • 250 g mąki pszennej
  • 125 g zimnego masła
  • 2 żółtka
  • 1 łyżka cukru pudru

Ponadto:
  • orange curd - jeśli planujecie zrobić samą tartę to wystarczy zrobić z połowy podanych w przepisie składników

Beza:
  • 4 białka
  • 2 łyżki mąki ziemniaczanej
  • 100-200 g cukru pudru (dałam ok. 150 g)

Wszystkie składniki ciasta kruchego siekamy nożem i zagniatamy, aż masło zacznie się rozpuszczać i wiązać wszystkie składniki w całość. Jeśli ciasto jest zbyt suche i nie chce się zagnieść można dodać odrobinę wody.
Ciasto formujemy w kulę i odstawiamy na ok. 30 minut do lodówki.
Po tym czasie natłuszczamy formę do tarty ( u mnie średnica 24 cm), wysypujemy ją bułką tartą lub odrobiną mąki.
Można jeszcze raz wstawić formę z tartą do lodówki, na przykład na czas  nagrzewania piekarnika, ale nie jest to konieczne.

Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180 st. C.
Tartę nakłuwamy widelcem i przykrywamy folią aluminiową, lub kładziemy na wierzchu papier do pieczenia i fasolki jako obciążniki by ciasto się nie wybrzuszało. Ja piekłam z fasolkami przez 20 minut, a następnie zdjęłam papier i fasolki i piekłam jeszcze 10 minut, aż wierzch się ładnie zrumienił.

Na upieczony spód wykładamy orange curd. 
Jeśli nie mamy gotowego kremu, dobrze jest go sobie przygotować wcześniej. Spodu nie studziłam przed położeniem masy.
Tartę z masą wkładamy ponownie do piekarnika na ok. 5-10 minut. U mnie wystarczyło 5 min.

Przygotowujemy bezę. Białka ubijamy na sztywną pianę. Dodajemy przesianą mąkę ziemniaczaną i cukier puder (również przesiany). Delikatnie mieszamy, ja zmiksowałam mikserem na najwolniejszych obrotach.
Bezę wylewamy na tartę z orange curd i ponownie zapiekamy do lekkiego zbrązowienia bezy.

Smacznego ;)



środa, 18 stycznia 2012

Karpatka

Znów będzie klasycznie, choć może nie do końca. Krem jest nieco inny niż tradycyjnie w karpatce, bardziej budyniowy, a nie budyniowo-maślany i wiem że nie każdemu to będzie pasowało. Widziałam to w komentarzach u Doroty, skąd przepis pochodzi, a i u mnie w domu jeden taki Osobnik też nosem kręcił. Bo bardziej krem jak od napoleonki, chociaż bardzo lubi napoleonkę, ale psychicznie się nastawił na karpatkę i już :)) Tradycyjną karpatkę...
 Mi bardzo posmakowała taka wersja karpatki, chyba  nawet bardziej niż ta tradycyjna, dlatego bardzo polecam ten przepis, o ile oczywiście jeszcze go nie znacie.
Może nie powinnam się tym chwalić bo i nie ma czym. Wiecie że nigdy wcześniej nie piekłam karpatki, to moja pierwsza karpatka.





Ciasto parzone:
  • 1 szklanka wody
  • 125 g masła
  • 1 szklanka mąki pszennej
  • 5 jajek
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia

Krem:
  • 3 szklanki mleka
  • 3/4 szklanki cukru
  • 125 g masła
  • 1cukier waniliowy (16 g)
  • 4 łyżki mąki pszennej ( łyżki nie czubate, ale z lekką górką)
  • 5 łyżek mąki ziemniaczanej
  • 4 jajka

Dodatkowo:
  • cukier puder do posypania.

Ciasto: Masło rozpuszczamy w garnku, dodajemy wodę i doprowadzamy do wrzenia. Dodajemy mąkę i chwilę ucieramy, do momentu aż powstanie gęsta masa. Odstawiamy by masa lekko ostygła (może być ciepła, ale nie gorąca), a następnie dodajemy po kolei jajka, proszek do pieczenia i miksujemy wszystko razem.
Masę dzielimy na dwie części. Blaszkę ( u mnie 25x30 cm) smarujemy tłuszczem i wysypujemy kaszą manną lub bułką tartą. Autorka nie poleca wykładać foremki papierem do pieczenia, gdyż potem trudno oddzielić papier od ciasta.
Jedną część ciasta rozprowadzamy na dnie blaszki i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 200 st. C. Pieczemy przez 25-30 minut. W trakcie pieczenia nie otwieramy piekarnika i dobrze jest gdy ciasto ostygnie w piekarniku. Ja wyciągnęłam od razu, bo potrzebowałam foremkę do upieczenia drugiej części ciasta.
W ten sam sposób postępujemy z drugą częścią ciasta.



Krem: Zagotować 2 szklanki mleka z cukrem i masłem. 
Pozostałą szklankę mleka ucieramy z jajkami i mąką pszenną i ziemniaczaną. Mieszankę tą wlewamy do gorącego mleka. 
Gotujemy 1-2 minuty energicznie mieszając, aby nie porobiły się grudki. 
Czas ten mierzymy od momentu ponownego zagotowania, a nie od momentu dodania mieszanki do mleka, czy zgęstnienia masy. U Doroty spotkałam się z komentarzem że krem wychodzi mączysty, moim zdaniem wcale taki nie jest, ale trzeba go faktycznie pogotować te 2 minuty.

Gorący krem wylewamy na na jeden blat ciasta. 2 cm od brzegu zostawiamy bez kremu, tak aby po przykryciu drugim blatem i dociśnięciu krem nie wypłynął.
Przykrywamy drugim blatem i dociskamy. Pozostawiamy do ostygnięcia, po czym chłodzimy w lodówce.

Przed podaniem można oprószyć cukrem pudrem.

Smacznego ;)



niedziela, 15 stycznia 2012

Biszkopciki z kremem pomarańczowym (orange curd)

Ciasteczka bardzo szybkie w wykonaniu, a gdy macie gotowy lemon curd lub orange curd zrobicie je dosłownie w kilka chwil. Jedyne co można im zarzucić to chyba to że tak szybko znikają.
Przepis Beaty Lipov znalazłam w magazynie Kuchnia nr 12-2011. W oryginale biszkopciki są z kremem cytrynowym posypane cukrem pudrem. Ja natomiast musiałam zutylizować pomarańcze, a że uwielbiam połączenie pomarańczowo-czekoladowe dlatego zdecydowałam się na polewę czekoladową zamiast cukru pudru. Wiecie co, to był strzał w dziesiątkę.
Polecam ;)


Składniki na biszkopty:
  • 2 jajka
  • 50 g drobnego cukru
  • 60 g mąki pszennej
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

Krem pomarańczowy:
  • 3 pomarańcze
  • 200 g cukru
  • 20 g mąki ziemniaczanej
  • 2 jajka
  • 2 żółtka
  • 30 g masła

Polewa czekoladowa:
  • 50 g czekolady gorzkiej
  • 2-3 łyżki mleka

Składniki ciasta powinny mieć temperaturę pokojową, dlatego jajka wyciągamy kilka minut wcześniej z lodówki. 

Piekarnik nagrzewamy do temperatury 180 st. C.

Jajka ubijamy z cukrem na puszystą masę, która w trakcie ubijania powinna potroić swoją objętość. Mąkę z proszkiem do pieczenia przesiewamy przez sitko i przesianą dodajemy do masy jajecznej. Delikatnie mieszamy łyżką lub łopatką aż do połączenia składników w jednolitą masę. 
Niewielkie porcje ciasta ( wykładałam po 1 małej łyżeczce) wykładamy na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia, pozostawiając między nimi odstępy ok. 4 cm.

Ciasteczka pieczemy w nagrzanym piekarniku do uzyskania jasno złotego koloru.
Upieczone biszkopty zdejmujemy z papieru  dopiero gdy ostygną, podwadzając delikatnie cienkim nożykiem lub szpatułką.

Przygotowujemy krem. Pomarańcze zparzamy wrzątkiem, skórkę z nich ocieramy i wyciskamy sok.
Do garnka z grubym dnem wsypujemy cukier, dodajemy skórkę i sok pomarańczowy, mąkę ziemniaczaną, jajka i żółtka. Energicznie mieszamy aby nie porobiły się grudki i stawiamy na małym ogniu. Mieszaninę doprowadzamy do wrzenia, cały czas przy tym mieszając. Następnie dodajemy masło i gotujemy jeszcze przez 2-3 minuty, w dalszym ciągu przy tym nie przerywamy mieszania.
Masa powinna być gładka i lśniąca. Jeśli są w niej grudki można ją przetrzeć przez sitko lub zmiksować.

Biszkopciki przekładamy kremem. Jeśli zostanie Wam trochę masy można ją włożyć do słoiczka, przykryć folią spożywczą by nie powstał na wierzchu kożuch, a po wystudzeniu zakręcić i odstawić do lodówki. Masę można w lodówce przechowywać do tygodnia.

Przygotowujemy polewę czekoladową. Rozpuszczamy czekoladę w kąpieli wodnej, dodajemy ciepłe mleko i mieszamy. Polewą ozdabiamy biszkopty.

Smacznego ;)




czwartek, 12 stycznia 2012

WZ-tka

Mojemu Synkowi zebrało się na wyznania :) Uśmiałam się przy tej okazji jak norka. Posłuchajcie:
- Mamo, mamo Ty jesteś najlepszą moją mamą na świecie...
- Tak, ale innej mamy nie masz, więc oczywiście że tak. Jestem najlepszą Twoją mamą :))
- Mamo, ale wiesz ja cię nigdy nie opuszczę.
W tym momencie tłumaczę 6-latkowi: - Ale wiesz, jak będziesz taki duży jak tata to będziesz miał swoją żonę i pewnie swoje dzieci, które będą dla Ciebie ważniejsze ode mnie i taty.
Mały po chwili zastanowienia:
- No dobra, ale pod warunkiem że żona upiecze mi takie dobre ciasto.

O, widzicie? W pewnym wieku facetom wcale wiele do szczęścia nie trzeba :))
A z drugiej  strony chyba lepszej rekomendacji dla ciasta być nie może, także Wam gorąco polecam, a za przepis serdecznie dziękuję Flusso.




Biszkopt:
  • 4 jajka
  • 20 dag cukru
  • 18 dag mąki (dałam tortową)
  • 2 łyżki kakao
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • szczypta soli
  • 4 łyżki zimnej wody

Składniki na krem:
  •  800 g śmietany kremówki 30%
  • 4 łyżki cukru pudru (jeśli lubicie można dać więcej)
  • 20 g cukru waniliowego (z prawdziwą wanilią)
  • 4 łyżeczki żelatyny
  • 1/2 szklanki  gorącej wody
  • sok z wyciśnięty z 1/2 cytryny (opcjonalnie, ja dodałam bo taką śmietanę właśnie lubię)

Dodatkowo:
  • konfitura z czarnej porzeczki ( ja nie dodawałam, a szkoda :))
  • do nasączenia użyłam: mieszanki z 2 łyżek białego rumu, 4 łyżek wody, 1 1/2 łyżeczki cukru i ok. 1/2 łyżeczki soku z cytryny

Polewa czekoladowa:
  • 2 czekolady (takie po 100 g, u mnie gorzkie)
  • 1/4 szklanki mleka ( ja dałam troszkę więcej ok. 1/2 szklanki)

Piekarnik nagrzewamy do temp. 160 st. C.

Białka oddzielamy od żółtek, następnie białka ubijamy z dodatkiem szczypty soli na sztywną pianę. W dalszym ciągu ubijając dodajemy po trochu zimną wodę, a w następnej kolejności po łyżce cukru.
Do piany z białek dodajemy po 1 żółtku delikatnie mieszając, ja ubijałam mikserem na najwolniejszych obrotach.
W oddzielnym naczyniu mieszamy mąkę z kakao i proszkiem do pieczenia. Przesiewamy przez sitko małymi porcjami do masy jajecznej i delikatnie mieszamy łyżką aż do połączenia składników.
Ciasto przelewamy do blaszki (20 x 30 cm) wyłożonej papierem do pieczenia i pieczemy w nagrzanym piekarniku przez ok. 20 -25 min. Warto sprawdzić dla pewności patyczkiem.
Ciasto pozostawiamy do zupełnego ostygnięcia, a wystudzone należy przekroić na dwa blaty.




Żelatynę rozpuszczamy w 1/2 szklanki gorącej wody. Pozostawiamy do zupełnego ostygnięcia ale tak by była jeszcze płynna.


Śmietanę ubijamy na sztywno, pod koniec dodając cukier puder i sok z cytryny. Na końcu powoli, cieniutkim
strumyczkiem dodajemy żelatynę,  jednocześnie cały czas miksując na najniższych obrotach.


Dolny blat delikatnie nasączamy, ewentualnie smarujemy cieniutko konfiturą i wykładamy bitą śmietanę. Ja pozostawiłam tak około 1/4 do posmarowania cienką warstwą górnego blatu i do dekoracji.
Śmietanę przykrywamy drugim blatem, który lekko dociskamy i wyrównujemy brzegi. Górny blat również odrobinę nasączamy. Smarujemy cieniutką warstwą śmietany. 
Dekorujemy polewą czekoladową i kleksami bitej śmietany.


Polewa czekoladową możecie zrobić z dowolnego przepisu lub wypróbować na przykład ten, albo zrobić tak jak zaproponowała Flusso. Ja zrobiłam tym razem tak jak poniżej i polewa wyszła rewelacyjna.
Czekoladę bardzo drobno posiekać lub zetrzeć na tarce o grubych oczkach. 
Mleko zagotować i gorącym zalać czekoladę. Bardzo dokładnie wszystko mieszamy aż do całkowitego rozpuszczenia czekolady. Jeśli nie wszystko się rozpuści można dolać odrobinę mleka i pomóc podgrzewając  czekoladę na wolnym ogniu. Polewę lekko przestudzić i płynną wyłożyć na ciasto. 


Ciasto chłodzimy przez kilka godzin w lodówce.


Smacznego ;)















poniedziałek, 9 stycznia 2012

Quiche

Po raz pierwszy robiłam to wspaniałe danie, ale na pewno nie ostatni. Mam już w głowie kolejne jego wersje :)


Inspirację znalazłam  w Kuchenkowie u Maugustynki i bardzo jej za to dziękuję :) a przepis w oryginale pochodzi stąd. Podobnie jak Maugustyna wędzony boczek zastąpiłam szynką i na tym koniec moich zmian.

Wszystkim, którzy jeszcze nie próbowali tej potrawy gorąco polecam.




Składniki:

  • 175 g mąki pszennej
  • 125 g masła
  • 25 g startego żółtego sera
  • 3 łyżki wody
  • 2 łyżki suszonego oregano lub  innych ziół prowansalskich
  • 250 g wędzonego boczku (zastąpiłam szynką)
  • 4 - 5 dużych cebul
  • duży pęczek natki pietruszki
  • garść oliwek zielonych lub czarnych
  • 3 jajka
  • 1 łyżeczka mielonego chili lub ostrej papryki
  • 250 ml kwaśnej śmietany 18%
  • 1 mały jogurt grecki lub naturalny (dałam 200 g)
  • sól, pieprz  -  do smaku



Mąkę z solą mieszamy, przesiewamy do miski. Dodajemy posiekane w kawałki masło, starty żółty ser, zioła i wodę. Wody dolewamy tyle, aby mieszanina się połączyła. Zagniatamy ciasto tak aby było jednolite, zawijamy w folię spożywczą lub aluminiową i wkładamy na ok. 30 min. do zamrażalnika.

W tym czasie kroimy cebulę w plasterki, a boczek (lub szynkę) w plastry lub nieduże kawałki. Smażymy na rozgrzanej patelni boczek ew. szynkę (jeśli szynka jest chuda to na oliwie) i cebulę, do momentu aż cebula będzie miękka. Doprawiamy do smaku solą, pieprzem i chili.

Piekarnik nagrzewamy do 190 st. C.
Ciasto wyjmujemy z zamrażalnika. Formę (ja piekłam w formie do tarty o średnicy 24 cm) smarujemy tłuszczem i wykładamy ciastem, a następnie całą powierzchnię ciasta nakłuwamy widelcem. Ciasto wkładamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy przez ok. 20 minut (do uzyskania złotej barwy).

Jajka ubijamy ze śmietaną i jogurtem, dodajemy posiekaną natkę pietruszki oraz przyprawiamy solą i pieprzem do smaku.

Zrumienione ciasto wyjmujemy z piekarnika, na dnie układamy boczek (szynkę) z cebulą, układamy oliwki, ewentualnie inne dodatki. Ja posypałam jeszcze startym żółtym serem. Całość zalewamy sosem jajeczno-śmietanowym i wkładamy z powrotem do piekarnika. Pieczemy do momentu, aż farsz się zetnie i ładnie zrumieni. U mnie trwało to ok. 25-30 min.

Smacznego ;)




sobota, 7 stycznia 2012

Chleb pszenno-żytni na zakwasie II

Chleb pszenno-żytni na zakwasie pokazywałam Wam już wcześniej, o tutaj. Tamten to typowo foremkowy, ciemny chleb o wilgotnym miąższu pieczony na zakwasie żytnim.
Z kolei ten który pokażę Wam dziś to chleb z tych jasnych, na zakwasie pszennym,  zupełnie innego rodzaju. Ciasto z powodzeniem da się uformować w bochenek.
Jeden i drugi jest pyszny, trudno mi wybrać który smakuje lepiej. To po prostu inne chleby. Polecam spróbować jeden i drugi :)



A przepis pochodzi z książki p. t. "Domowy wypiek chleba" i jest to kolejna już prezentowana na moim blogu bardzo udana receptura pochodząca właśnie z tego źródła.



Zakwasu pszennego nie utrzymuję na stałe, gdyż bardzo rzadko z niego korzystam. Najczęściej w wypiekach wykorzystuję żytni. Jeśli akurat potrzebuję pszennego to przygotowuję go właśnie na bazie żytniego w następujący sposób: wieczorem wymieszałam 100 g zakwasu żytniego, 100 g mąki pszennej razowej typ 2000 i 100 g letniej wody. Mieszankę pozostawiam na 12 godzin w temperaturze pokojowej.
Po tym czasie dodałam 50 g mąki pszennej razowej i 50 g letniej wody, pozostawiłam znów na ok. 6 godzin. Po tym czasie zakwas wykorzystałam do pieczenia.



Składniki:
  • 300 g zakwasu pszennego (moim zdaniem spokojnie można dać mniej, myślę że 200 w zupełności wystarczy)
  • 300 g maki pszennej chlebowej typ 750
  • 75 g mąki żytniej chlebowej typ 720
  • 160 - 200 ml letniej wody
  • 1 łyżka soli (ja dałam 1 łyżeczkę i jak dla mnie w zupełności wystarczy)
  • przyprawy wg uznania (wybierzcie to co lubicie, będą pasować praktycznie każde zioła, czy dodatki. Ja na pierwszy raz zrobiłam bez dodatków, ale wiem że następnym razem dodam zeszkloną na maśle cebulkę)
  • ewentualnie 1/2 łyżeczki słodu (dodałam 1 łyżkę miodu)

Z podanych składników zagnieść ciasto, przy czym wodę należy dodawać stopniowo. Im więcej wody tym chleb będzie bardziej pulchny, ale też nie należy przesadzić gdyż ciasto przy wyrabianiu będzie się mocno kleić no i potem bochenek podczas pieczenia może stracić kształt. U mnie wystarczyło 180 ml wody.
Ciasto dobrze wyrabiamy przez 8-10 min., tak aby nie było w nim grudek mąki, a ciasto było gładkie.
Ciasto odstawiamy na 30 min. i po tym czasie ponownie krótko wyrabiamy. Następnie formujemy bochenek i wkładamy do omączonego koszyczka do wyrastania. Koszyczek przykrywamy ściereczką oraz okrywamy folią by ciasto od góry za mocno nie wyschło. Autorka pisze że ciasto wyrasta najszybciej w piekarniku nagrzanym do 50 st. C i wyłączonym. Ja nie przyspieszałam wyrastania. Pozostawiłam koszyczek w temperaturze pokojowej na ok. 1 1/2 godziny, a ponieważ dłużej czekać mi się już nie chciało bo było już późno, schowałam na noc do lodówki. Następnego dnia rano wyjęłam z lodówki i pozostawiłam w temperaturze pokojowej do wyrośnięcia.

Wyrośnięty chleb przekładamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia, nacinamy i spryskujemy wodą. Władamy do piekarnika nagrzanego do 230-240 st. C i w tej temperaturze pieczemy przez ok. 15 min. W pierwszych minutach pieczenia warto też wytworzyć trochę pary, którą po dłuższym czasie wypuszczamy.
Po tym czasie obniżamy temperaturę do 200 st. C i pieczemy kolejne 5 - 10 min. Następnie temperaturę obniżamy do 180 st. C i pieczemy przez następne 25 - 30 min. U mnie wystarczyło 20 minut, ale to już zależy od Waszych piekarników, więc za pierwszym razem trzeba po prostu pilnować i uważać  by nie spiec za mocno. Jeśli chleb postukany od spodu wydaje głuchy odgłos to znaczy że jest gotowy do wyjęcia z piekarnika.

Chleb studzimy na kratce i kroimy dopiero po całkowitym wystudzeniu.

Smacznego ;)




LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...