wtorek, 26 lutego 2013

Dzień z Prezydentową czyli nasze wspólne pieczenie chleba - francuski chleb wiejski

W pewną zimową sobotę spotkałyśmy się z Kasią Prezydentową w naszej wirtualnej kuchni aby upiec wspólnie chleb. Realnie - Kasia w swojej kuchni w Monachium, ja w swojej tu - w nieco mniejszej, ale też uroczej wiosce - w moim Wolimierzu. 
Na "tapetę", w sumie to - na pierwszy ogień (bo planujemy sobie kolejne spotkania) poszedł francuski chleb wiejski - zaplatany jak chałka chlebek, trochę na drożdżach, trochę na zakwasie. 
Przepis z książki  "Vademecum domowego wypieku pieczywa", chodził za mną już od dawna, ale nie wiedzieć czemu ciągle był odsuwany na "najbliższą przyszłość " :) Ta "najbliższa przyszłość" to jak się niekiedy okazuje - nie jest czasem wcale taka najbliższa, dlatego zaproponowałam go jako temat naszego spotkania. I to chyba wcale nie był taki zły pomysł :) Kasi chyba też się spodobał.
Zaczęłyśmy w sobotę wczesnym rankiem od przygotowania rozczynu, a w zasadzie dzień wcześniej, w piątek. Bo zakwas przed pieczeniem trzeba przecież nakarmić :)




To była bardzo udana sobota. W przerwie między przygotowaniem rozczynu a zagniataniem ciasta moje myśli wędrowały sobie do Kasi do Monachium, zastanawiałam się co tam u niej, jak jej idzie. Czy ta propozycja w ogóle przypadnie jej do gustu, czy u niej też pada śnieg.
Szkoda jedynie że nie dane nam było tym razem spotkać się realnie, jak kiedyś w piękne wiosenne popołudnie. 
Wtedy pewnie w przerwach między przygotowaniem rozczynu a zagniataniem ciasta i potem w czasie wyrastania byśmy sobie siedziały popijając kawkę lub winko i gadały, gadały, gadały... Bo z Kasią jak się zacznie już rozmawiać to ciężko przestać, a potem się za tymi pogaduchami bardzo tęskni :)
Ha ha, a kawę albo winko przynosiliby nam  nasi faceci. O właśnie, między innymi to przecież od tego ich mamy, prawda? ;))
Może następnym realnym razem ? :)



Z moich spostrzeżeń - ciasto na początku sprawia wrażenie że cała przepisowa mąka się w nim nie zmieści, ale w trakcie wyrabiania okazuje się że to jest możliwe. Z początku twarde, potem bardzo fajne do wyrabiania, nie klei się i dlatego dobrze się z nim pracuje. Bardzo przyjemnie się go zaplata lub formuje.
Chlebek wyszedł bardzo smaczny, uniwersalny, pasuje do wszystkiego. Kolejnym razem (bo na pewno będzie kolejny raz) dam mniej soli. To akurat kwestia upodobania i przyzwyczajenia smaku, bo każdy lubi inaczej. Dla mnie był odrobinkę za słony, ale ja nigdy nie daję dużo soli do pieczywa. 
Zapleciony jak chałka bardzo efektownie wygląda na stole. 
Z podanych proporcji otrzymamy dwa dość duże chlebki.

Rozczyn:
  • 5 g drożdży
  • 300 ml letniej wody
  • ok. 300 g mąki pszennej chlebowej (dałam mąkę typu 750)

Ciasto właściwe:
  • w.w. rozczyn
  • 100 ml żytniego zakwasu 100% hydracji
  • ok. 300 g mąki pszennej chlebowej
  • 10 g soli morskiej (tyle podaje przepis, ja następnym razem dam ok. 6, no może 7 g)
  • łyżka oliwy do smarowania naczynia

Przygotowujemy rozczyn: drożdże rozpuszczamy w wodzie. Dodajemy ok. 300 g mąki pszennej chlebowej, mieszamy. Rozczyn odstawiamy pod przykryciem na ok. 3-4 godziny.

Po tym czasie rozczyn mieszamy z pozostałymi składnikami. Zagniatamy ciasto aż będzie lśniące i pozostawiamy w natłuszczonym naczyniu na 30-40 min. aby ciasto odpoczęło. Powierzchnię ciasta też dobrze jest natłuścić, a naczynie z ciastem przykryć ściereczką aby ciasto nie obsychało.

Po upływie tego czasu z ciasta można uformować bochenki w taki sposób jak lubicie najbardziej, lub zapleść na przykład jak chałkę. Mnie bardzo się spodobał taki zaplatany chlebek z książki.
Jeśli zdecydujecie się na zaplatanie to podzielcie ciasto na dwie w miarę równe części (z każdej z tych części będzie jeden chlebek), potem każdą z tych części rozwałkujcie na dwa podłużne placki jednakowej długości i szerokości. Każdy placek dzielimy na dwa paski. Każdy pasek rolujemy w wałeczek (jeden chlebek jest zaplatany z dwóch wałeczków). 
A dalej postępowałam tak jak pokazują łapki na tym filmiku.

Zaplecione lub inaczej uformowane chlebki układamy na natłuszczonej blasze ( ja wyłożyłam papierem do pieczenia) w dość dużej odległości od siebie. Przykrywamy je ściereczką lub wkładamy do foliowej torebki aby nie obsychały i pozostawiamy je w ciepłym, nieprzewiewnym miejscu aż podwoją swoją objętość.
Tak wyglądały moje chlebki przed pieczeniem:

a tak wyglądały wyrośnięte
moje chlebki tuż po zaplataniu


Piekarnik nagrzewamy do temp. 250 st. C.

Do nagrzanego piekarnika wkładamy blachę z wyrośniętymi chlebami, spód piekarnika spryskujemy wodą. Obniżamy temperaturę do 200 st. C i pieczemy przez 20-25 min. U mnie trwało to trochę krócej,  o kilka minut. Jak się ładnie zrumienią sprawdźcie stukając w spód chlebów. Jeśli będą wydawać głuchy odgłos, znaczy że są gotowe.
Upieczone studzimy na kratce.

Smacznego ;)




sobota, 23 lutego 2013

Łazanki z kapustą i suszonymi grzybami

Dziś będzie bez wstępu bo narzekać na zimę i ok. 40 cm śniegu zalegającego na moim podwórku już nawet nie mam ochoty. Za to będzie tradycyjnie. 
Łazanki z kapustą i grzybami w wielu domach są potrawą wigilijną. U mnie nigdy nie było takiej tradycji. Może dlatego że zawsze są pierogi z kapustą i grzybami, uszka z kapustą i grzybami do barszczu. No a potem wszyscy mamy dość kolejnych potraw z kapustą i z grzybami. Rzecz oczywista - tylko na jakiś czas :)



Z podanych niżej składników wychodzi bardzo duża porcja. Oczywiście zależy od możliwości, ale myślę że spokojnie wystarczy dla 6 osób. 

Składniki:
  • ok. 50 g suszonych grzybów leśnych
  • ok. 1 kg kapusty kwaszonej
  • 2 duże marchewki starte na dużych oczkach
  • 1 paczka makaronu typu łazanki, ja dałam paczkę 500 g, ale lepiej będzie dać go nieco mniej, myślę że 400 g będzie optymalnie.
  • 2 średnie cebule, drobno posiekane
  • 3 łyżki oleju
  • sól, pieprz do smaku
  •  lubczyk i majeranek
  • ok. 2 łyżki masła ekstra

Suszone grzyby namaczamy kilka godzin wcześniej, a najlepiej na całą noc. Następnie gotujemy je w tej samej wodzie z niewielką ilością soli. Ugotowane i ostudzone siekamy na małe kawałki.

Kapustę kwaszoną przepłukujemy zimną wodą, jeśli trzeba kroimy i wkładamy do garnka. Zalewamy ją taką ilością wody, aby była lekko przykryta. Dodajemy również startą marchewkę. Gotujemy ją ok. 1 godziny, aż będzie miękka. W trakcie gotowania do kapusty dodajemy też wywar od ugotowanych grzybów.
Po ugotowaniu kapustę odcedzamy na sicie i lekko odciskamy.

Na dużej patelni rozgrzewamy olej, rumienimy posiekaną cebulę. Następnie dodajemy odciśniętą kapustę i posiekane grzyby, oraz sól, pieprz (dość dużą ilość, ja dałam ponad 1 łyżeczkę) i inne przyprawy do smaku.
Całość lekko podsmażamy cały czas mieszając.

Łazanki gotujemy - najlepiej tak jak lubicie, na miękko lub al dente.

Piekarnik rozgrzewamy do 180 st. C.

Ugotowane i odcedzone łazanki przekładamy do dużego żaroodpornego naczynia wysmarowanego masłem. Dodajemy przesmażoną kapustę z grzybami i mieszamy dokładnie. Na wierzchu układamy wiórki masła i całość wkładamy do nagrzanego piekarnika.
Łazanki zapiekamy przez ok. 40 min.

Smacznego ;)



sobota, 16 lutego 2013

Ciasto na białkach z migdałami

To ciasto to kolejny bardzo dobry pomysł na utylizację pozostających białek na przykład po karnawałowych wypiekach. Ciasto proste, dość szybkie i wcale niekłopotliwe w wykonaniu, ciekawe i bardzo delikatne w smaku. Ciasto to nie należy do tych bardzo puchatych, napompowanych powietrzem, jego struktura na oko jest dość zwarta. Dlatego tym bardziej zaskakuje swoją lekkością. Do tego niebanalny smak i zapach cynamonu roznoszący się w całym prawie domu :)
To jak? Dacie się zaskoczyć?

Za przepis i inspirację dziękuję Agnieszce z "Kuchni nad Atlantykiem". Od siebie dorzuciłam kilka garści jagód, ot tak, po prostu,  chyba z tęsknoty za latem :) 
Bardzo polecam :)




Składniki:
  • 125 g mąki (dałam pszenną tortową)
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 125 g masła
  • 8 białek
  • 175 g cukru
  • szczypta soli
  • skórka otarta z 1 cytryny
  • 1 łyżka soku z cytryny
  • ok. 10 g cukru waniliowego
  • dodatkowo kilka garści jagód

Posypka migdałowa:
  • ok. 75 g płatków migdałowych
  • 1 łyżka cukru
  • 1 łyżeczka cynamonu

Masło roztapiamy i pozostawiamy do ostudzenia.

Piekarnik nagrzewamy do 180 st. C.

Białka ubijamy na sztywną pianę, potem stopniowo małymi porcjami dodajemy cukier cały czas ubijając. W następnej kolejności dodajemy cukier waniliowy i sok z cytryny i jeszcze chwilę ubijamy. Dodajemy skórkę cytrynową i stopniowo, małymi porcjami ostudzone ale płynne masło, cały czas ubijając. 
Mąkę mieszamy z proszkiem do pieczenia. Przesiewamy ją przez sito na masę białkową i bardzo delikatnie mieszamy szpatułką, tylko do chwili aż składniki się dobrze ze sobą połączą.

Przygotowujemy formę. Tortownicę o średnicy 24 cm smarujemy masłem i obsypujemy bułką tartą.
Do tortownicy wykładamy połowę masy. Następnie po całej powierzchni rozsypujemy kilka garści jagód. O tej porze roku są tylko mrożone, nie trzeba ich wcześniej rozmrażać. 
Następnie wykładamy pozostałą część masy białkowej.

Płatki migdałowe mieszamy z cukrem i cynamonem. Wysypujemy je warstwą po całej powierzchni ciasta.

Pieczemy w dobrze nagrzanym piekarniku przez ok. 30-35 minut. Sprawdźcie koniecznie wbijając patyczek w ciasto, jeśli będzie suchy, znaczy że ciasto jest gotowe.
Ciasto po wyjęciu z piekarnika studzimy w foremce.

Smacznego ;)



niedziela, 10 lutego 2013

Chleb pszenny z miodem na zakwasie

Lubię piec chleb. A zwłaszcza taki na zakwasie, bo jest w tym coś z magii. Lubię  dokarmiać zakwas, potem mieszać z nim składniki, zagniatać ciasto, nawet kilka razy dając mu w międzyczasie odpocząć. Lubię formować bochenki i podglądać je kiedy spokojnie sobie wyrastają. Tak zupełnie bez pośpiechu, jakby "w nosie" miały pędzący obok czas. Chleb na zakwasie - to on nauczył mnie cierpliwości.



Lubię kiedy się piecze, podglądam go wtedy przez szybę piekarnika. Lubię zapach który wtedy roztacza w całym domu, bo dla mnie to najpiękniejszy z kuchennych zapachów. Szczególnie rankiem :)



Lubię też jego smak, czasem zdecydowany, czasem delikatny, przede wszystkim domowy. Tyle w nim serca i prawdziwej pasji i jeszcze dumy że się udało. Tego nie znajdziecie w żadnej piekarni. 
I jeszcze dzielić się nim lubię. 
Kto się skusi?


Ten chleb należy do bardzo udanych wypieków. Delikatny, lekko słodkawy smak, cieniutka skórka. Smakuje wspaniale i pasuje do wszystkiego. Przepis na ten chleb poszedł na pierwszy ogień, gdy w ręce wpadła mi książka "Domowy chleb, bułki i bułeczki", w której przepisy zebrała i opracowała Anna Wrońska.
Zdecydowanie dołączy do moich ulubionych, choć ciasto jest dość rzadkie i klejące, czyli jeśli chodzi o ręczne wyrabianie może mało przyjazne. Nie zrażajcie się, a zobaczycie że warto. Ja na pewno nie raz jeszcze go powtórzę.
Polecam bardzo.




Składniki:
  • 200 g aktywnego zakwasu pszennego (jeśli nie macie zakwasu pszennego, można dodać żytni dokarmiony mąką pszenną razową)
  • 320-330 ml ciepłej wody ( u mnie 320 ml)
  • 500 g mąki pszennej typ 750 lub 850 (ciasto jest dość luźne, dlatego dobrze żeby była to mąka właśnie tych wyższych typów)
  • 1 czubata łyżeczka soli ( dałam sól morską)
  • 1,5 łyżeczki miodu (najlepiej o konsystencji płynnej, lepiej się połączy w cieście z innymi składnikami)

Do zakwasu dodajemy wodę i miód. Mieszamy wszystko. Następnie dodajemy mąkę z solą i dobrze wyrabiamy. Miskę z ciastem przykrywamy i odstawiamy na godzinę w ciepłe miejsce.
Po tym czasie zagniatamy ponownie i znów odstawiamy w ciepłe miejsce na godzinę. 
Następnie znów krótko zagniatamy, formujemy okrągły bochenek. Wkładamy go do miski obsypanej mąką lub do omączonego okrągłego koszyczka rozrostowego i pozostawiamy aż bochenek mocno wyrośnie. Czasu wyrastania nie podaję, bo zależy on od wielu czynników w domu. Kto wypieka chleby na zakwasie ten wie że nie raz trzeba się uzbroić w duuużą ilość cierpliwości :)
Najlepiej odstawić go w ciepłe i nieprzewiewne miejsce. Miska powinna być przykryta ściereczką, ja wkładam także do torebki foliowej aby bochenek w trakcie długiego wyrastania nie obsychał.

Piekarnik nagrzewamy do 230st. C.
Wyrośnięty bochenek ostrożnie (bo jest miękki i dość luźny) przekładamy do tortownicy, lub innej okrągłej formy z wysokimi brzegami. Tu uwaga: stanowczo nie polecam piec bez formy, jestem pewna na 100% że się rozleje.
Do piekarnika wstawiamy również żaroodporne naczynie z gorącą wodą. Formę z chlebem wstawiamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy 45 min. nie zmniejszając temperatury. Książka podaje jeszcze aby w tym czasie nie otwierać drzwiczek piekarnika, ja otworzyłam po to aby przykryć chleb folią aluminiową z zewnątrz, bo mój bochenek bardzo się rumienił. Warto obserwować pieczenie i zrobić to samo, aby nie spiec chleba za mocno.

Smacznego ;)




piątek, 8 lutego 2013

Faworki... i o mojej tłustoczwartkowej tradycji kilka słów


Tłusty czwartek w zasadzie już minął, to ja tylko napomknę w jednym dosłownie słowie :)
Co roku na tłusty czwartek robię pączki, takie tradycyjne, najlepsze na świecie bo domowe. Wiem o tym bo udały mi się raz, za pierwszym razem. Rewelacja, nie zapomnę jaka byłam z siebie dumna :)

Kolejnego roku zabrałam się znów za nie. I... niestety wyleciało mi z głowy że trzeba dodać spirytus lub wódkę, pączki nasiąkły olejem jak gąbki, fuuuj. Tyle roboty – około 50 sztuk moich pączków zasiliło pobliskie wysypisko.
Kolejny tłusty czwartek, jestem rok starsza i o rok bogatsza w doświadczenia pączkowe. Tym razem pilnowałam się aby nie zapomnieć o alkoholu. Hura, nie zapomniałam. Ale... pączki znów mocno nasiąkły olejem. No tak, za słabo rozgrzany olej :( Powtórka z rozrywki - około 50 sztuk moich pączków zasila zapewne pobliskie wysypisko. Marne to pocieszenie ale jestem bogatsza o kolejne doświadczenie w smażeniu pączków.
No i wreszcie tłusty czwartek 2013. No chyba w końcu się uda. Trzeba tylko pamiętać, nie zapomnieć o wódce, dobrze nagrzać olej. Sprawdzić wrzucając kawałek chleba. Tak zrobiłam i... pączki wyszły piękne, po raz drugi w życiu byłam dumna z moich pączków, dumna jak diabli :) Trzeba spróbować te cudeńka, prawda? Iiii.... no nie!!! Nieupieczone w środku. Tym razem przeholowałam z temperaturą, olej za mocno się nagrzał. Buuu. Chciało mi się wyć wniebogłosy. Tyle roboty, ręczne wyrabianie, buuu. Tak się starałam, buuu. A tu... buuu
Ponad 20 sztuk (tym razem zrobiłam z połowy porcji) trafia do kosza.
No trudno za rok na pewno nie yyy (chwila zastanowienia)... na pewno nie zrezygnuję, bo przecież to praktyka czyni mistrza, prawda? I nie ma co się zrażać tylko próbować dalej :) W końcu moje tłustoczwartkowe pączki w koszu na śmieci przestaną być tradycją. A może małżon by się nauczył? :)) Jest ekspertem od makowca, to może byłby też od pączków? Zobaczymy, może nawet przekonamy :))

Wracając do tłustego czwartku 2013 musiałam się zrehabilitować, w końcu tłusty czwartek a my bez żadnego pączka w gębie.
Zabrałam się za faworki. Byłam taka zła że nawet nie wkurzało mnie już to że trzeba tak bardzo długo tłuc ciasto wałkiem. Długo? Eeee tam, jakoś tak samo poszło, nie wiadomo kiedy :)
Uff emocje rozładowane. I nikomu się nie dostało - dosłownie i w przenośni :) Od razu lepiej, jakoś tak milej, atmosfera w domu inna. Miło :) 
Faworki wyszły bossskie. Zawsze odkąd tylko pamiętam robię je z przepisu znalezionego u Magdy




Składniki:

  • 500 g mąki pszennej
  • 8 żółtek
  • od 1/2 do 1 szklanki kwaśnej śmietany - tyle ile wgniecie się w ciasto, śmietanę wybieram zawsze  18%
  • 1 łyżka cukru pudru
  • szczypta soli
  • 1 łyżka spirytusu lub wódki
  • olej do smażenia
  • cukier puder, może być wymieszany z cukrem waniliowym - do posypania faworków

Do miski przesiewamy mąkę. Robimy niewielkie wgłębienie i wbijamy żółtka. Dodajemy pozostałe składniki, a śmietanę stopniowo w takiej ilości aby ciasto było zwarte i dość twarde. Powinno mieć mniej więcej konsystencję ciasta na kluski do rosołu. Jeśli przeholujemy ze śmietaną i ciasto zrobi się zbyt rzadkie dosypujemy mąki, jeśli z kolei jest zbyt suche, dodajemy odrobinę śmietany.
Ciasto dokładnie wyrabiamy ręcznie, a potem bijemy wałkiem do ciasta do momentu aż zaczną się tworzyć pęcherzyki powietrza.
Kawałki ciasta wałkujemy bardzo cieniutko, wycinamy nożem lub radełkiem prostokąty, których środek nacinamy. Jeden z końców każdego prostokąta przeciągamy przez nacięcie na środku.

Na głębokiej patelni rozgrzewamy olej i smażymy faworki z obu stron na złoty kolor. 
Po wyjęciu układamy na talerz wyłożony serwetkami lub ręcznikiem papierowym, aby odsączyć nadmiar oleju. 
Gdy wystygną posypujemy cukrem pudrem.

Smacznego - o ile nie macie jeszcze dosyć ;) 



czwartek, 7 lutego 2013

Zapiekane bakłażany faszerowane mięsem

Witajcie po przerwie, trochę długiej. Dopiero patrząc na zdjęcia z ostatnich postów, na zieleń w tle, na  śliwki, gruszki i jabłonie uświadamiam sobie jak dawno mnie tu nie było. Zatęskniłam za blogiem, kulinarnym światem, i jeszcze chyba za wiosną, a potem latem które znów przyniesie nam świeże owoce. Też macie już dość pani zimy? Ja zdecydowanie bo pani zima jest w tym sezonie wyjątkowo złośliwa. Sypie jakimś białym puchem wtedy kiedy ja z małżonem musimy dojechać do pracy 30 km, a mój dzieć do szkoły. Kiedy zaśpimy rano okazuje  się że nie wyjedziemy tak szybko, bo jest jeszcze auto które trzeba odkopać. Serio i dosłownie "odkopać" :) Za to kiedy chcielibyśmy się nacieszyć urokami pani zimy, to zmienia ona swoje oblicze na szaro-bure i ponure. Taka właśnie jest pani zima - dzień przed świętami zabrała swoją białą puchową kołderkę i sobie poszła, teraz przed feriami to samo. Dość już tego pani zimo, idź już sobie na dobre :)




Na szczęście, czasem nieszczęście - wszystko się kiedyś kończy. Po zimie przychodzi wiosna, po burzy - słońce, a po smutkach czas w końcu by było lepiej.
Dziękuję  tej garstce osób za maile i komentarze. Dziękuję że zaglądacie i pamiętacie, jesteście tu za mną. Nie spodziewałam się że ktoś z Was zauważy że mnie tu nie ma, bo blogów takich jak ten w sieci są już nie setki a tysiące. Dzięki Wam uświadomiłam sobie że mam gdzie wracać i wrócić warto.



A te dwa bakłażany skończyły tak:



Za przepis i inspirację dziękuję nat. z bloga "Kulinarne Podróże", Co nieco, ale na prawdę niewiele dodałam do nadzienia też od siebie (oliwki, suszone pomidory i suszoną bazylię). Bakłażany w tej wersji polecam z czystym sumieniem, wyszły dokładnie takie jak chciałam. Przepis podaję tak jak robiłam, czyli po tych drobnych zmianach.





  • jeden duży bakłażan lub dwa średnie
  • mięso mielone - zmieliłam wieprzową szynkę ok. 300 g
  • 3 ząbki czosnku pokrojone w plasterki
  • 1 cebula pokrojona w kosteczkę
  • 1/4 łyżeczki suszonego pepperoncino (pominęłam, akurat nie miałam na składzie)
  • 1/2 łyżeczki suszonego oregano (dałam 2 łyżeczki)
  • 1 łyżeczka bazylii
  • kilka sztuk suszonych pomidorów (takich w oleju) i kilka sztuk czarnych oliwek
  • sól morska, świeżo mielony pieprz, pieprz ziołowy
  • oliwa z oliwek
  • olej do duszenia farszu
  • 1 puszka pomidorów ( u mnie w kawałkach bez skórki)
  • ok. 130 g mozzarelli pokrojonej w kostkę
  • świeże listki bazylii lub oregano na wierzch

Piekarnik nagrzewamy do 200 st. C.

Bakłażany przekrajamy na dwie części wzdłuż. Nacinamy ich miąższ w kratkę, uważając aby nie uszkodzić skórki. Od skórki pozostawiamy warstwę grubości tak ok. 0,5 cm, pozostałą część miąższu wydrążamy. Miąższ kroimy w kostkę, solimy i na razie odstawiamy.
Wydrążone bakłażanowe łódki oprószamy solą morską, pieprzem ziołowym i skrapiamy oliwą z oliwek. Przekładamy je na blachę wyłożoną papierem do pieczenia, wstawiamy do nagrzanego piekarnika i podpiekamy aż zmiękną (przez ok. 15-20 min.). Podpieczone bakłażany wyjmujemy z piekarnika.

W tym czasie na patelni rozgrzewamy olej, wrzucamy pokrojony w plasterki czosnek i smażymy na złoty kolor. Potem dodajemy pokrojoną cebulkę i smażymy kilka minut aż zmięknie. Następnie dodajemy miąższ z bakłażanów i mielone mięso. Doprawiamy suszonym oregano, bazylią, solą i świeżo mielonym pieprzem oraz pepperoncino. 
Wszystko dusimy bez przykrycia, mieszając i rozdrabniając mięso, do chwili aż mięso straci różowy kolor, a bakłażan będzie mięciutki.
Dodajemy pomidory z puszki, mieszamy i gotujemy aż farsz zgęstnieje. Gotowałam ok. 15 minut, do chwili gdy całość dobrze odparowała. Po ugotowaniu możemy dodać jeszcze drobno pokrojone suszone pomidory i czarne oliwki. Dosalamy do smaku i mieszamy.

Bakłażanowe łódki wypełniamy delikatnie farszem. Na wierzchu układamy kawałeczki mozarelli lekko wciskając je w farsz.
Tak przygotowane bakłażany wkładamy ponownie do piekarnika i zapiekamy w tej samej temperaturze przez ok 10 min.

Smacznego ;)







LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...